Kluchy z patelni

Poznajmy makaron:
– Proszę Państwa – oto makaron Spaghetti (znaczy grube nitki bez jaj)
– Makaron – oto Państwo.

Musimy przyznać, że zdziwiliśmy się. Makaron (zwykłe spaghetti bez jaj) – zrozumiał pojęcie Państwa.
HAAA! – pomyśleliśmy – jest jeszcze czas, można się zdecydować lub zmienić wcześniej podjętą decyzję.

Jeszcze jest czas – nim przyjdą przymrozki i wymiotą ostatnie puszki włoskich pomidorów z półek sklepowych. W międzyczasie więc, nagrzewamy piekarnik do 180ºC . Na natłuszczoną blachę lub folię wyjmujemy z  puszki włoskie pomidory i pieczemy aż się pomarszczą i skarmelizują – około 10 minut.
W tym czasie gotujemy opakowanie spaghetti zgodnie z zamieszczonym na nim przepisem.

Rozgrzewamy patelnię na średnim ogniu. Na patelni – łyżka oliwy i łyżka masła. Dodajemy pokrojoną cebulę i przeciśnięte przez praskę 3 ząbki czosnku. Smażymy na złoto. Dodajemy pokrojone w plasterki pieczarki (6 – 8 sztuk), ćwierć szklanki wytrawnego czerwonego wina, sól i pieprz do smaku. Gdy pieczarki zmiękną dodajemy przygotowane wczesniej pomidory i garść porwanej, świeżej bazylii. Mieszamy.
W dużej misce łączymy odcedzony makaron z zawartością patelni według znanego już wzoru:
– Makaron, oto Zawartość Patelni.
– Zawartość Patelni, oto Makaron.
Podajemy z dużą ilością startego sera Parmezan lub Romano.

Makaron – kto by pomyślał, no, no… Odwiedźcie Dębicę !

Kapuśniak z fasoli

Nadejszła chwila zup i gulaszy, półroczna chwila zwana zimą. Ubieramy się ciepło, chowamy ręce do kieszeni, a nosy pod szaliki. Grzejemy się przy ogniu, zajadamy ciężkie i gorące zupy i wypatrujemy wiosny. Bardziej szaleni podgrzewaja piwo i wino.  Czas na zupę najwyższy. W planach był gulasz z King Konga ale miejscowy rzeźnik odradzał mięso jako nie do końca pozbawione częsci samolotowych i włosów blondynki.

Pozostała więc zupa, a do zupy:

  • 1 szklanka małej białej fasoli namoczona przez noc i ugotowana na miękko w dużej ilości wody. Odcedzonej.
  • 1/4 szklanki oliwy z oliwek
  • 2 średnie cebule pokrojone w grubą kostkę
  • 2 pory (cześci jasnozielone i białe) dobrze wypłukane i cieńko pokrojone
  • 2 marchewki pokrojone w centymetrową kostkę
  • 2 łodygi selera naciowego grubo pokrojone
  • 2 ziemniaki – znów gruba kostka
  • 2 zabki czosnku pokrojone w cienkie plasterki
  • 2 łodygi tymianku
  • 1 łodyga rozmarynu
  • 1 liść laurowy
  • 1/2 gówki małej białej kapusty pokrajanej tak sobie
  • 3 łyżki przecieru pomidorowego
  • Do przyprawienia: sól, pieprz, ostry sos(tabasco), sos sojowy, sok z cytryny

Gotujemy fasolę aż będzie miętka. 45 minut gotowania mamy jak w banku.
W międzyczasie w dużym (8L) garnku rozgrzewamy oliwę na średnim ogniu. Dodajemy cebulę, pory, marchewkę, seler, ziemniaki, czosnek i zioła. Gotujemy mieszając od czasu do czasu pozwalając jarzynom zmiętknąć deczko. Dodajęmy kapustę i gotujemy mieszając od czasu do czasu by jarzyny zmiętkły bardziej niż deczko. Solimy i pieprz… dodajemy pieprzu.
Po pieprzu przychodzi czas na przecier pomidorowy. Rozprowadzamy go równo za pomocą mieszania. Zmniejszamy ogień i gotujemy z…. yyyyy… yyyy… 10 minut.
Odcedzamy fasolę i dodajemy ją do reszty jarzyn (mieszu-mieszu), całość zalewamy zimną wodą tak by przykryć wszystko 5 centymetrową warstwą HdwaO. Doprowadzamy do wrzenia, zmniejszamy ogień, przykrywamy i gotujemy na małym ogniu 45 min, do 1 godz.

Zupa będzie bardzo gęsta – idealna na zimę. W lecie dodajemy więcej wody i podajemy zupę dużo rzadszą.
Z czym podajemy?
Z chlebem natartym czosnkiem i upieczonym w piekarniku i serem (pamezan lub grana padano) startym wprost do talerza.

Odwiedźcie Dębicę

Na ryby!

Siedzieliśmy ze Staszkiem na brzegu Sycylii – niewielkiej wysepki, którą kopie włoski but. Fale biły o burtę naszej małej rybackie łódki wyciągniętej na piasek, słońce zmieniało kolor skóry Staszka na pomidorowy. Wyciągaliśmy rybę za rybą, brały jak komisja przetargowa. Podniecony Staszek bredził o smażeniu na maśle bo tylko na maśle „to najlepiej smakuje”. Nic dziwnego – kończył drugą plastikową butelkę miejscowego wina sprzedawanego na litry. Ja w myślach konstruowałem plan. Niedaleko od naszej kwatery czerwieniło się jak plecy Staszka pole pomidorów, obok grządka czosnku, dookoła drzewa oliwne i cytrynowe. Sól miałem z wysuszonej wody morskiej, pieprz kiedyś rozsypał się w bagażniku gdy pękła torba z Tesco. Ileż to roboty? Poczekałem aż Staszek oprawi ryby i dokończy wino, na chrapanie nie trzeba było długo czekać.

Pokroiłem 4 duże soczyste pomidory na duże kawałki, posiekałem czosnek(2 ząbki). Rozgrzałem 3 łyżki oliwy wyciśniętej wcześniej z oliwek na patelni i wrzuciłem czosnek, po 2 minutach kawałki ryby. Pokroiłem ją na kawałki wielkości niewielkiej gdy Staszek już spał. Przyrumieniłem na złoto ale nie na miętko, nie przykładajac się zbytnio do mieszania. W sumie ryby było z pół kilograma, dobrej, morskiej, białej. Posoliłem, popieprzyłem – zawsze coś popieprzę – weszło mi w krew. Wlałem pół szklanki podprowadzonego Staszkowi białego wina, podkręciłem ogień i poczekałem aż  zupełnie wyparuje.  W międzyczasie zabawiałem się gotując opakowanie makaronu na drugim palniku. W słonej wodzie. Jakaż inna może być w morzu? Wino wyprowało – dodałem łyżkę kaparów, tuzin oliwek wyciągniętych z oliwy, szczyptę suszonej i pokruszonej ostrej papryki, garść posiekanej zielonej pietruszki i pomieszłem wstrzymując oddech. Pamiętaj drogi czytelniku – jeśli wstrzymasz oddech i zamieszasz delikatnie, nie zamienisz obiadu w rybne puree – o nie, nie. Gdy sos z soku wypuszczonego przez pomidory zgęstnieje, a one same będą trochę surowe – wystarczy nałożyć zawartość patelni na odcedzony wcześniej makaron i zdrowo skropić wszystko cytryną.

Doskonałe popijane trzecią – schowaną wcześniej Staszkowi – butelką białego wina.

Wątpić rzecz ludzka

pesto

 

Siedzę i mieszam.

Mieszam i myślę.

Myślę aż głowa boli.

Myślę co ugotować, żeby nie gotować.

Znowu mieszam.

Gotuję makaron.

Makaron nazywa się Fiorentine.

Mieszam więc makaron Fiorentine.

Nic mi się nie chce.

Bardzo mi się nic nie chce.

Za oknem pada.

Ja mieszam. 

Zdecydowałem, że pesto nie trzeba gotować, wystarczy pomieszać z makaronem. Mieszam, więc makaron. Myślę aż głowa boli. Myślę, które pesto wybrać.

Czy:

(wzięte liczebniczo) ząbki czosnku, czy (wzięte liczebniczo) łyżki orzeszków pinii czy (wzięte pytajnie) lepsze są orzechy włoskie, czy (wzięte liczebniczo) szklanki liści bazylii, trochę grubej soli, pół szklanki Parmezanu czy (wzięte pytajnie) też lepiej Romano i dziewicę Oliwę.

Czy:

(wzięte pytajnie) szklankę porwanego szpinaku, 2 ząbki czosnku, szklankę świeżego oregano, pół szklanki natki pietruszki, 2 łyzki orzeszków pistacjowych, pół szklanki Parmezanu czy (wzięte pytajnie) lepiej Romano, 4 łyżeczki soku z cytryny, trochę soli i dziewicę Oliwę. Czy(wzięte pytajnie) zamienić oregano na szałwię?

Czy:

(wzięte pytajniczo) 20 dag suszonych na słońcu pomidorów (suchych), które zalewa się wrzątkiem na godzinę, cedzi zachowując pół szklanki wody, dwie łyżki orzeszków pinii, 2 ząbki czosnku, szklankę świeżych liści bazylii, ćwierć szklanki natki pietruszki, pół szklanki Parmezanu czy (wzięte pytajnie) lepiej Romano. Dziewicę oliwę zastąpi woda z odcedzonych pomidorów zmieszana z białym wytrawnym winem (pół szklanki wymieszać, dodawać według konsystencji badanej organoleptycznie).

I czy (wzięte pytajnie) pesto robić ręcznie czy maszynowo?

Póki co mieszam.